Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nie mogę! Zresztą mniejsza o to, książę czy milordie, hrabina pańska nocy spędzić u mnie nie może... Na sam widok mojej osoby, dostałałaby nowego ataku... trzeba ją ztąd wynieść, ale jak?
— Nic łatwiejszego... — zawołam dorożki i zniosę panią de Nancey na rękach.
— Przyciskając ją do serca, nieprawdaż? Pan ją kochasz tak czule... a nadewszystko tak wiernie! Oh! męzczyzni! Cóż to za nicponie! Czemuż nie można się bez nich obejść!
— A no trudno, to złe nieuniknione — wtrąciła filozoficznie Szmaragdowa czarodziejka.
Gregory zbiegł nie tracąc ani minuty. Dywan pokoju w którym się znajdował palił mu podeszwy od chwili, w której panna Maximum w prawdomówności swojej wypowiedziała mu to, co na nieszczęście miało aż nadto silne podstawy.
Powróciwszy z dorożką, zniósł do niej Blankę nieprzytomną ciągle, a w pięć minut później, hrabina spoczywała na łóżku w swoim pokoju, w małym domku, który zamieszkiwali z Wołochem.
Ten ostatni powinien był przedewszystkiem posłać po doktora, dla użycia energicznych środków przeciw zbyt długiemu omdleniu pani de Nancey.
Lecz tego nie uczynił:
Wytłomaczył dwom wystraszonym służącym, że lady Snalsby dostała ataku nerwowego, którym podlega często, a który nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa i kazał im odejść do siebie.