Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trząc z kolei, to na twarz hrabiny, to na lustro, które własne jej rysy odzwierciadlało. — Ma słuszność, utrzymując, że jest ładniejszą od nas!
Zwracając się do Gregorego, dodała:
— Ona ubóstwia cię! Dała tego dowody opuszczając męża dla ciebie, mój panie, a Paweł de Nancey to ładny chłopak! Znam go... Pomimo to oszukujesz ją! Oh! mężczyźni! Co za zbrodniarze! Bez serca! Bo powiedz mi, dlaczego oszukujesz ładną tę hrabinę?
— Dosyć! — przerwała szorstko Szmaragdowa czarodziejka. — Czuła ta sprawa jest na wskroś obrzydliwą i niezmiernie żałuję tego co się stało wczoraj wieczór.
— A ja tego, co mogło się stać dzisiaj... — nacisnęła panna Maximum; ale czyż mogło mnie przyjść na myśl... Ale, ale, wytłomacz no się, książę, dlaczego to przemienienienie się z wołocha na anglika, ta zmiana nazwiska i twarzy?
— Dlaczego, dlaczego — odrzekł nie bez pewnego zakłopotania Gregory, który zagadnięcia tego się niespodziewał. — Dlatego żeby zatrzeć ślad przed hrabią de Nancey, który, jak pani wiadomo puścił się w pogoń za nami.
— Nie prawda, nie, to nie dlatego... Poczekaj pan, przypomnę sobie... Aha! otóż mam... Byłeś, kochany książę niepokojony przez prokuratora cesarskiego i kto wie jakby się to było skończyło, gdybyś był pozostał w Paryżu... Dzienniki opisywały to wszystko... Coś tam pan mógł u dyabła zbroić takiego? Mówiono o wekslach wzbogaconych fantazyjnemi twymi podpisami... Nieprawdaż?
— Bynajmniej! — odparł wołoch.
— Przecież ja mam dobrą pamięć.