Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja także! — dodała panna Maximum.
— Widywałam panią wszędzie... na wyścigach... w lasku... w teatrze. I co tu chwalić się, że się jest lady Snalsby! Nigdy w życiu! Pani jesteś hrabiną de Nancey.
— Hrabina de Nancey, która pewnego pięknego poranku, a raczej wieczoru frunęła z księciem Gregory — dorzuciła Szmaragdowa czarodziejka. — „Figaro“ opisał tę rzecz dokładnie... był to arcyciekawy artykuł, słowo daję!...
— Mówiąc nawiasem, ja fałszywego tego anglika poznaję także! — rzekła panna Maximum. — To Gregory, tylko przerobił sobie głowę; angielską farbą, a płeć wodą pani Rachel! Więc podróżujemy incognito, kochany książę! a małe księztwo nasze pakujemy do skrzyni, jako niepotrzebny kłopot, prawda?
— No, zatem skoro to nie mąż, nasze prawa są równe! — mówiła dalej Szmaragdowa czarodziejka.
— Scena jaka miała miejsce przed chwilą, wydaje mi się w bardzo złym guście. Czyż to pod ciężarem hrabiowskiej korony stałaś się pani tak pogardliwą? Ależ my do koron jesteśmy przyzwyczajone! I książęce i królewskie korony spoczywały już na naszych głowach!... a nawet było nam w nich do twarzy! Byłyśmy już tak wielkiemi, a nawet większemi od ciebie paniami... Z lewej ręki, to prawda, ale to wszystko jedno, nieprawdaż?... Pozbądź się pani tej książęcej miny!... Jesteśmy sobie równe!...
Podczas gdy straszne te drwiny świszczczały jej koło ucha, jak syczenie żmij, pani de Nancey czuła się blizką zemdlenia.