Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwolę aby ktoś gwałtem wdzierał się do mego domu dla rzucenia mi obelg w oczy. Proszę skończyć! Inaczej zawołam ludzi! Ja pani nie znam! Kto jesteś? i czego tu chcesz?
— Przychodzę po moją własność! po tego, który wpadł w wasze sidła, którego chcecie mi zabrać!... Mam zaś do tego prawo... jestem jego żoną! — odparła jednym tchem hrabina.
— Ah! to lady Snalsby!... — wtrąciła Szmaragdowa czarodziejka, zraniona do żywego pogardliwem obejściem się nowo przybyłej. — Winszuję pani!... Ależ oddamy ci twego małżonka, bądź spokojną, z dodatkiem, dobrej rady. Gdy się ma męża latawca, a przytem obawę by się gdzieś niezawieruszył, należy go trzymać na smyczy... jak Azora! Dlaczego pozwalasz mu pani wychodzić samemu? to nierozsądek!...
— Powiadano, że ładna... — rzekła znów panna Maximum — ale widocznie tak nie jest.. Pod gęstemi zasłonami ukrywają się tylko brzydkie twarze...
Wątpić o piękności kobiety, to znaczy wyrządzić jej śmiertelną z niewagę.
Niezastanowiwszy się i pomimowolnie prawie, Blanka nagłym ruchem odrzuciła koronki zakrywające twarz jej całą.
— Zdrada tego nikczemnika nawet tem tłomaczyć się nie może — rzekła: — jestem piękniejszą od was!...
Paryżanki spojrzały na mniemaną lady Snalsby, najprzód z ciekawością, następnie ze zdziwieniem.
— Ależ ja panią poznaję — zawołała Szmaragdowa czarodziejka po chwilowem egzaminie.