Przejdź do zawartości

Strona:PL Wyspiański - Wyzwolenie.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nasłuchują, jak on rozpowiada.
Słów słuchają zdziwieni,
czyli duchem pojeni,
skąd to idą te myśli Konrada?

Czarny płaszcz go okrywa,
ręce wiążą ogniwa,
na rękach ma kajdany.
To powolny, to rzutny,
to zapalny, to smutny,
w mowę własną dziwnie zasłuchany:

KONRAD

Idę z daleka, niewiem, z raju czyli z piekła.
Błyskawic gradem
drży ziemia, z której pochodzę,
we krwi brodzę,
nazywam się Konradem.

Rozpacz za mną się wlekła
głową wężów, okropnem widziadłem,
wyjąc: ZEMSTA.

Byłem gwiazdą,
gwiazdą stałą, niebios niewolnicą.
Tam hen, ujęty łańcuchem,
z wyprężonemi ramiony,
uwięzgłem duchem,
gdzie gwiazd iskrzące skorpiony
świecą
w przestrzeni wieczystych głusz,