Widzę ich potem, jak do krat się cisną,
któremi byłem odgrodzon, w gościnie;
jak ciałem w nie się wpoją, jak zawisną
u zimnych brązów rękami; — — i płynie
na mnie dech twórczy z nich; zaklęciem wskrzysną
się kości, prochy ruszą,... wstaję ninie!
Duchem podnoszę się z trumnego stosu
na łuny gorejących świec — potęgą głosu.
Potęgą tego wołania: »Bądź wskrzeszon!
Bo już nam braknie tchu żyć, bo już mrzemy!
Wskrześnij! Abych twój naród był pocieszon,
oto w rozpaczy żalach szaty rwiemy.
Jako ów Chrystus był na krzyż zawieszon,
tak my nad pustką zawiśli, łakniemy!
Króla! — Królewski Cieniu! Z nami, z nami!
Stań się Duch! Zmiłuj nad pokoleniami«.
O ludy, teraz rozumiem głos Ducha;
teraz rozumiem... »wracaj«... skąd wołano.
Teraz, gdy na mnie, jako orkan, bucha
narodu zgodny jęk, rozkaz i miano.
I ta grobowa straszliwa posucha
ust, gdy już kamień tumby odwalano.
Powietrza! Tchu! Hej z wami, z wami, z wami!
......................