Przejdź do zawartości

Strona:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie w pozłacanéj, lśnącej komnacie
Kolebka moja, lecz w nizkiej chacie.
Piérwszych łez moich żałobne echo
Głucho konało pod nizką strzechą.
Piérwszym uśmiechom moim wtórzyły
Uśmiechy nieba i nieba gniewy,
Piérwszą tęsknotę w sercu pieściły
Wieczorne gwiazdy i mroku śpiewy.
A gdy wężowy piorunów taniec
Szydził swobodnie z mocy ogromu,
A gdy wędrowny obłok wygnaniec
Zawisł całunem u gór załomu, —
Piérwszy raz z myśli głęboko śpiących
Życie wyjrzało swobodnie,
U piérwszych marzeń ogni błądzących
Zapał najpiérwszą zatlił pochodnię.

Późniéjszych wrażeń uczone obrazy,
To tylko bardziej kunsztowne wyrazy,
To tylko oddźwięk pieściwszy nie czystszy
Pierwotnej mowy, stokroć wyrazistszéj.
To tylko sztuczne szkło powiększające,
Które nam pola niby zieleniące,
Ale zdaleka, z za rzeki przybliża;
To jest kaganiec, co w ciemnéj jaskini
Bladawém światłem ujmie w kształty krzyża