Przejdź do zawartości

Strona:PL Wolski Włodzimierz - Poezye T. 1 (1859).pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odłamek skały; w filary świątyni.
Ścian jéj wilgotnych dziwne załamania,
Lecz im się bardziej krąg światła przybliża,
Tém bardziéj naga skała się odsłania.

Moje posągi nie marmurowe,
Marny mi wawrzyn nie wieńczy głowę.
Nie czczą ułudą moje marzenia,
Nie dźwiękiem lutni moje natchnienia.
Lecz w pieśni mojéj cały świat żyje,
Jak całe niebo w morza spojrzeniu,
I każdy dźwięk jéj, jakby w kamieniu,
Dłutém się w serce człowieka wryje.
Jéj nuta ogniem myśli namiętna,
Miękkich serc twardym tonem nieznęci,
Ale brzmi echem w wieków pamięci,
Nią biją ludzkości tętna.

Niczyjéj woli niejestem sługą,
Niekryję piersi zbrojną kolczugą,
Ust mych niekazi przekleństwo na ludzi,
Ni rąk mych plama krwi bratniej niebrudzi —
Przecie na jedno méj woli skinienie,
Jak bór odwieczny pod burzy uściskiem,
Runie od razu całe pokolenie —
I krwawa zorza błyśnie nad zwaliskiem.