Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

męzką odwagą rzucił się między dwa wilki, dotknął ziemi i jak kula przeleciał ponad ziejącemi paszczami, lekko się odbił od ziemi i znów w susach, podskokach pędził, mknął, a za nim waliła się tłuszcza wściekłych łowców. Ale wierna jego towarzyszka nie zdołała mu sprostać w męztwie, oraz sile. Widok wilków, zastępujących drogę, stropił ją nieszczęśliwą i odbił od boku małżonka; rzuciła się między drzewa i wnet spotkała zawziętych naganiaczy, którzy z boku wytrwale prowadzili obławę; znów się stropiła i zawróciła na drogę, lecz tu właśnie miała za sobą bandę rozjuszonych tropicieli; jeszcze wykonała zwrot, rączo dała susa, kiedy na gardle poczuła straszne wilcze zęby; z całych sił wstrząsnęła nieznośnym ciężarem mordercy i padła, bo ją już kły ze wszech stron szarpały, a zażarta wrzawa łowców towarzyszyła jej srogim męczarniom śmierci. Rozdarte w mgnieniu oka na kawałki, ciepłe ciało stanowiło teraz przedmiot zaciekłej walki, tak solidarnie dotychczas działających siepaczy. Każdy z nich rwał, żarł, dławił się, a łykał coprędzej, aby mu mocniejszy nie odebrał kąska. To jego, co już zasymilował, co zamienił na siebie samego.
A cóż się stało z kozłem, jej małżonkiem?
Jego znów ścigały inne bandy wałęsających się po boru wilków. I on gdzieś koniecznie zginąć musi; jeśli nie zaraz, to w ciągu godziny, bo tacy myśliwi nie łatwo porzucają wytropioną zdobycz... Wytęża siły i goni, czuje, iż mu nogi omdlewają, iż zwolnić biegu musi... Za chwilę padnie może, a wilki, choć w tej chwili daleko są od niego, niebawem jednak przypadną i rozszarpią. Wybiegł na jakąś obszerną płaszczynę, przystanął: wyraźnie czuje, słyszy, iż wrogów pełno ma za sobą i po boku. Trzeba skorzystać z tego przestronnego, białego pola i na równinie powierzyć się wiatronogiej ucieczce. Więc rzuca się w tę stronę, gdzie miejsce zdaje się być wolne od nieprzyjaciół, gdzie mu zmysły mówią, iż