Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przewlekaj ile możesz różnemi przyczyny,
Póki dżdżysty Orion w twardej zimy porze
Skołatanym okrętom wzbroni wyjść na morze.
Tak w tlejące już serce zgubny płomień leje,
Rozwalnia prawa wstydu i krzepi nadzieją.
Najprzód idą do świątyń i w zwykłej ofierze
Święcą prawodawczyni owieczki Cererze,
Bachowi i Febowi. Szczególniej się wzywa
Juno, która ma w straży małżeńskie ogniwa.
Najpowabniejsza Dydo z puharem w prawicy
Pokrapia winem rogi śnieżnej jałowicy,
Lub przed obliczem bogów swe ofiary składa
I roztrząsa jelita i o losy bada.
O jak wieszczków nauka próżne ściga mary!
Cóż wszelkie rozkochanej nadadzą ofiary?
Modli się, słodkim ogniem ginąc pożerana,
W rozbolałem jej sercu tkwi tajemna rana;
Gore wewnątrz nieszczęsnej płomień rozżarzony
I zbiega w obłąkaniu wszystkie miasta strony.
Tak gdy w lasach kreteńskich goniąc pasterz łanię
Postrzeli i zostawi lotny pocisk w ranie;
Ta ostępy i knieje w szybkim zwiedza kroku,
Lecz śmiertelne żelazo tkwi w przeszytym boku.
Już Eneja wraz z sobą zwiedzać miasto skłania,
Już skarby, już gotowe wskazuje mieszkania.
Już chce mówić do niego i miesza się z mową,
Już po uczcie w dzień danej, daje w wieczór nową.
Znajomych przygód Trojan znowu słuchać rada,
I przy uściech Eneja losy swoje składa.
Po rozejściu, gdy w nocy znikły gwiazd promienie
I księżyc przygaszony wzywał na spocznienie.
Sama, wsparta o łoże, boleje w zaciszy,
Widzi go, choć go nie ma; choć nie mówi, słyszy.