Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lub Jula, w którym obraz ojca doskonały,
Pieszcząc, chce wzbronne sobie ułudzie zapały.
Już nie przyspiesza portu, ni zamków, ni wieży,
Ćwiczącej się do boju nie widać młodzieży.
Mury przerażające ogromnością swoją
I podobłoczne silnie bez użycia stoją.
Ten ogień, co wbrew sławie wkradł się do jej łona,
Poznawszy, do Wenery przychodzi Junona.
Jakąż chwałę masz, rzekła, i jakie zaszczyty,
Jak twój i twego chłopca tryumf znamienity!
Jak się chełpić będziecie sławą niepośledną,
Gdy dwa bóstwa kobietę pokonają jedną!
Wiedziałam, że to miasto, trosk mych cel jedyny,
Żeś miała w podejrzeniu mury Kartaginy.
Lecz do jakiego celu walka nasza zmierza?
Skojarzmy raczej śluby i wieczne przymierza.
Masz to, czegoś żądała po biednej Dydonie:
Już gore i tchem pełnym jad miłości chłonie.
Niech ta w jedno z dwóch ludów sklei się osada,
Niechaj nią w równej mierze ramie nasze włada;
Niech Dydo jak małżonka służy mu poddana,
A Tyryjcy w twe ręce przejdą zamiast wiana.
Lecz zdradliwe w tej mowie poczuwszy zabiegi,
By potęgę italską zwrócić w Libów brzegi,
Wenus na to odpowie: i któż się nie nagnie
Ku twym chęciom, kto raczej walk z tobą zapragnie?
Byle zamysł ten losy wsparły bez odwłoki!
Mnie dotąd w niepewności trzymają wyroki,
Czy na to, by Tyryjcy razem i Trojanie
W jednym mieście osiedli, wszechmocny przystanie?
Czy te związki dwóch ludów swem zatwierdzi zdaniem?
Tyś żona, tobie snadniej ująć go błaganiem.
Poczynaj; ja za tobą. Juno na to rzecze: