Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bóstw nam sprzecznych i widma okropnej postawy.
Już widzę, jak Ilion w ogniach tonął cały,
Jak mury Troi z zasad najgłębszych pękały.
Tak, gdy w górach wieśniacy łożą natężenia,
By jawor z odwiecznego wywrócić korzenia,
Nastawają ciosami, wzmagają mozoły;
Długo on wzruszonemi potrząsa wierzchoły,
Aż zwalczony ran mnogich ciągiem zadawaniem
Jęknął, padł i wstrząsł góry okropnem skonaniem.
Spieszę, wiedzion od bóstwa nieprzyjaciół zgrają,
Miecze przejście mi czynią, ognie się cofają.
Lecz gdym wszedł w starożytne ojców moich progi,
Ten, dla któregom spieszył, Anchiz, ojciec drogi,
A któregom przedsięwziął w góry unieść skrycie,
Nie chce po zgonie Troi wieść wygnańcze życie.
Wy, rzekł, których wiek darzy w siły niezachwiane,
Ratujcie się ucieczką, ja tu pozostanę.
Gdybym miał dłuższe życie przewlec z bogów woli,
Ocaliliby dom ten. Dość klęsk i niedoli
Przeżyłem, gdy mi Troję przeżyć się dostało.
Odjedźcie pożegnawszy na pól martwe ciało;
Lub sam sobie śmierć pewną znajdę bez odwłoki,
Lub wróg zgładzi przez litość i obedrze zwłoki.
Mniejsza, że bez pogrzebu trupa porzucicie;
Wszak ja bogom obmierzłe próżno wiodę życie,
Odkąd gromem Jowisza zostałem rażony.
To mówiąc, w swym zamyśle trwał nieporuszony.
Na ten głos oczy nasze łzami się zalały,
Zaklina go Kreuza, Julus i dom cały,
By tą klęską nie zwiększał klęsk naszych zebrania;
Odmawia; nie chce zmienić ni miejsca, ni zdania.
Gdy więc były daremne i prośby i rady,
Biegnę znowu do boju i szukam zagłady.