Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głazy słabo łączące z podstawami czoło,
Wstrzęsła się i runęła okropnemi grzmoty
I swemi łomy greckie przywaliła roty.
Inni w miejsce poległych biegną rozjątrzeni;
Sypie się grad pocisków, włóczni i kamieni.
W miejscach, gdzie stała brama od przysionku bliska,
Pyrrus bronią miedzianą blask rażącj ciska;
Jak padalec wypasły zioły zatrutemi,
Którego mroźna zima ukrywała w ziemi,
Dziś odmłodzon, grzbiet śliski wystawia na słońce
A trójżądłe języka wzrusza w paszczy końce.
Za nim spieszy Peryfas co go wzrost zaszczyca
I Automed, Achila giermek i woźnica.
Z wyspy Scyru młodzieży dalej orszak cały
Wdrapuje się na dachy i miota podpały.
Pyrrus topór porwawszy twardy próg gruchota
I wywala miedziane z tęgich zawias wrota.
Już przebił wstrzymujące z silnych dębów belki,
Już w obszernym przestworze otwór wykuł wielki;
Jawi się wnętrze domu w całej swej osnowie,
Gdzie Priam i gdzie dawni mieszkali królowie.
W pierwszych progach zastępy uzbrojone stały.
Wtem wrzaskiem dom wewnętrzny napełnił się cały,
Brzmią okropnie w przybytkach niewieście jęczenia,
Płacz przebija gwiazd złotych wyniosłe sklepienia.
Matki po pustych gmachach błądzą z pomieszania,
Tuląc się w progach, dają drzwiom pocałowania.
Dzielnością rodzicielską srogi Pyrrus pała;
Ani go siła zapór, ani straż wstrzymała.
Rozbite drzwi taranem, opuszczają ścianę,
Runęły z mocnych zawias wrota wydostane.
Przemoc drogę otwiera. W krwi pierwszych zbroczeni
Sypią się hurmem Grecy wśród gmachów przestrzeni.