Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żebrzę, niechaj was litość nad nędznym ogarnie,
Który bez żadnej winy takie zniósł męczarnie.
Na te łzy wszystkich dusza użaleniem zdjęta,
Sam Priam krępujące odjąć kazał pęta
I rzekł słowy pełnemi przychylnej opieki:
Ktośtykolwiek, stracone puść w niepamięć Greki;
Mów, a zaprawdę z tobą ojczyznę podzielim.
Kto tak wielkiego konia i jakim wzniósł celem?
Czyli on na cześć jaką komu poświęcony,
Czy jest wojny narzędziem? On, w zdradach ćwiczony,
I obfity w wybiegi przez Greków uknute,
Ręce z kajdan ku gwiazdom podnosząc wyzute:
Wieczne ognie, wy bóstwa nie zgwałcone! rzecze,
I wy od których zbiegłem, ołtarze i miecze!
Wy przepaski! w których mię śmierć czekała krwawa,
Wszak mi wolno pogwałcić święte Greków prawa,
Nienawidzieć, skrytości na świat wydać cały,
Gdy ojczyste ustawy wiązać mię przestały.
Lecz ty! jeźlić objawię wielką tajemnicę,
O Trojo wybawiona! spełń twą obietnicę.
Cała Greków nadzieja i los wojny cały
Od pomocy Minerwy zawsze zależały.
Gdy Diomed z Ulissem sprawcą wszelkiej zdrady,
Skradli posąg wyroczy z świątyni Pallady,
I gdy, w krwi straży zamku pomazawszy ręce,
Śmieli skalać bogini przepaski panięce,
Odtąd się wszystkie Greków nadzieje zwątliły,
Znikła pomoc Minerwy, złamały się siły.
Straszne znać dały zjawy o bogini grozie,
Bo ledwie stanął posąg Pallady w obozie,
Wnet ogniste płomienie wzrok jej roziskrzyły
I wszystkie słonym potem członki się okryły.
Trzykroć z ziemi (o dziwy!) wzbiły się jej nogi,