Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aż ujrzą, jak ku brzegom flota wody porze
I jak z nią razem płynie poruszone morze.
Żarzy się hełm na głowie, płomień strzela z kity,
Rozszerza hojne światło puklerz złotolity.
Tak wśród nocy kometa krwawe ognie miota,
Tak z gwiazdy Syriusza okropna spiekota
Dręczących chorób mnóstwo ściąga na człowieka
I smętnym blaskiem swoim niebo przyobleka.
Nie przeto Turn pomysły oddycha śmiałymi:
Brzeg napaść, lądujących odegnać od ziemi.
Wnet mową i zachętą umysły zapali.
O męże! czas to spełnił, czegoście żądali,
W ręku waszych zwycięztwo; wśród srogiej rozprawy
Pomnijcie żon i domów i naddziadów sławy.
Razem męże ku morzu spieszmy bez odwłoki:
Ody niepewni stawiają chwiejące się kroki,
Śmiałym losy sprzyjają. Rzekł, i w myśli waży,
Kogo wieść, oblężenie czyjej oddać straży.
Wtem Enej towarzyszów przez mosty zwodzone
Z naw wysadza. Ci miejsca od wód opuszczone
Zajmują, tych wyskoczyć na brzeg chęć uniosła;
Inni wylądowali za pomocą wiosła.
Tarcho brzeg obejrzawszy, gdzie nie ma przeszkody
Od mielizn i gdzie płytkie nie łamią się wody,
Lecz gdzie morze bezpieczne do brzegów dopływa,
Przybija, i w te słowa towarzyszów wzywa:
Teraz wiosły dzielnemi weźcie się do sprawy,
Teraz męże wybrani pchajcie wasze nawy;
Niech ziemię nieprzyjazną rej statku rozorze,
A łodzie znajdą drogę w zrobionym otworze.
Gdy raz lądu się dorwę, natychmiast to ramię
Okręt już nieprzydatny na sztuki połamie.
Rzekł, i wszyscy do wioseł rzucili się w zgodzie