Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sam wracał w znane progi znanego mieszkania.
Wtem go zdała zwietrzyły ogary Askania,
Kiedy właśnie wypływał z nurtu bystrej rzeki
I w trawie szukał chłodu od słonecznej spieki.
Sam Jul, tak pięknej chwały osiągnięcia chciwy,
Strzałę do łuku swego przymierzył cięciwy,
Zły bóg dłoni niepewnej na pomoc pospieszył;
Wnet kadłub i jelita brzmiący pocisk przeszył.
Biegł jelonek przebity pod dach sobie znany,
Z jękiem wpada do stajni, krew mu ciecze z rany,
A, jakby jego głosy o wsparcie żebrały,
Przeraźliwemi jęki dom napełnił cały.
Tłukąc piersi, Sylwia na pomoc mu spieszy
I twardego wieśniactwa wzywa z sobą rzeszy.
Zbiegają się znienacka — gdyż w pobliskim lesie
Czuwała nad tem jędza; — ów powrozy niesie,
Tamten zrywa z ogniska okopciałe drzewie,
A cokolwiek kto znajdzie jest mu bronią w gniewie.
Tyrej, gdy się to stało, tarł kłodę dębiny;
Porwał topór w zapale, zwołał ludu gminy.
Ujrzawszy czas szkodzenia, lot ku stajniom bierze
Alekto i z ich szczytów woła na pasterze.
Na dźwięk z krzywego rogu samym piekłom znany
Zadrżały wkoło lasy i bagna Diany;
Drży Welin i Nar, rzeka siarką przeniknięta;
Matki z trwogi do łona tulą niemowlęta,
Gdy ich uszu doleciał odgłos trąby dziki;
Biegną ze wszech stron z bronią zuchwałe rolniki;
Kownie i młódź trojańska otwarłszy tabory,
Pospiesza Askaniowi na ratunek skory.
Uszykowali roty; nie bitwę wieśniaczą
Twarde pięście, lub koły opalone znaczą,
Lecz na miecze wątpliwe walka się natęża: