Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kładą leśne owoce na talerze z chleba.
Gdy już wszystko pożyli i gdy niedostatek
Przyniewolił ich sięgnąć po chlebów ostatek,
Gdy zębami i dłońmi łamiąc z całej siły
Ani żytnym przystawom rące przepuściły;
Wtedy z żartu się Julus odezwał wesoły:
Otóż nawet i same pożywamy stoły!
Głos ten pierwszy kres trudom wskazał bez odwłoki,
Podchwyciwszy go Enej, uwielbiał wyroki
I rzekł: dany nam losem witaj kraju drogi!
Witajcież mi domowe przodków moich bogi!
Tu nasz dom, tu ojczyzna. Teraz możem dociec
Skrytości, które niegdyś objawi! nam ojciec.
Synu, rzekł, gdy głód w brzegach nieznanych z imienia
Zmusi cię w braku potraw do stołów zjedzenia,
Wtedy pomnij znużony, żeś w siedlisku stałem;
Tam wzniesiesz pierwsze miasto i otoczysz wałem.
Ten był głód, te koleje dla nas przeznaczone;
Koniec długim niedolom przynieść mają one.
Dalej! gdy słońce pierwsze promienie roztoczy,
Wszyscy z portu w głąb kraju rzućmy się ochoczy,
Siedźmy kraj ten troskliwie, odkrywajmy grody,
Spieszmy poznać osiadłe w tych miejscach narody.
Teraz ku czci Jowisza wypróżńcie puhary,
Wezwijcie Auchizesa, złóżcie mu ofiary.
Rzekł i w gałąź zieloną uwieńczywszy ciernie,
Ducha miejsc i najpierwszą z bogów błaga Ziemię.
Bóstwa jeszcze nieznane wzywa ku pomocy,
Nimfy i noc i gwiazdy co powstają w nocy;
Cybelą i Jowisza wzywa głosy swymi,
I obojga rodziców z niebios i z pod ziemi.
Wtem ojciec wszechmogący poteżnem ramieniem
Jasne niebo trzykrotnem poruszył zagrzmieniem,