Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po cóż dłużej cie bawić? wpadli do łożnicy,
Wpada z innymi Uliss, co podżegał zbrodnię;
O bogowie, wy Grekom odpłaćcie to godnie!
Lecz ty jakimi trafy przyszedłeś ciśnięty?
Czy cię tu zapędziły morskich wód odmęty?
Czy cię przygnał los jaki, albo wyrok bogów
Do nieznających słońca smutnej nocy progów?
Wśród tych mów pędząc konie jutrzenka różowe
Już napowietrznej drogi spełniła połowę;
I pewnieby czas na nich wyczerpali drogi,
Gdyby takiej Sybilla nie dała przestrogi:
Noc znika, my czas w płaczu trwonim dozwolony;
Oto miejsce zkąd ścieżki w sprzeczne idą strony.
Prawa dąży aż w mury czarnych krajów boga,
Tedy nam do Elizu otworzy się droga.
Lewa idzie do piekieł niezbożnej otchłani,
W której jęczą zbrodniarze na męki skazani. —
Nie miej gniewu, Dejofob uspokaja ksienię;
Odejdę, głos mój zamknę, wrócę miedzy cienie.
Idź, zaszczycie nasz! wiedzion lepszymi wyroki;
Te słowa domawiając wstecz obrócił kroki.
Enej rzucił wzrok w lewo i ujrzał z pod skały
Wielki gród, co go trzykroć mury otaczały;
Wkoło nich z piekielnego Flegeton siedliska
Toczy ognia strumienie, brzmiące głazy ciska.
Dyamentowe słupy wielką zdobią bramę,
Tę żelazem osłabić nawet bogi same
Ani żadna sił ludzkich nie zdoła potęga;
Przy niej wieża z żelaza obłoków dosięga.
Tam siedząca i w krwawe przybrana odzieże
Dzień i noc Tyzyfone wstępu do niej strzeże.
Tam słychać łoskot ciosów i jęk nieprzerwany,
Gwiżdżą bicze sieczące, szczękają kajdany.