Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stój: wszak te coć niosę są ostatnie słowa.[1]
Tak Enej zagniewanem błyskającą okiem
Chciał zmiękczyć i łez rzewnych zniewolić potokiem.
Odwrócona i w ziemię topiąc wzrok surowy
Bez wzruszenia żadnego słucha jego mowy;
Stoi jak głaz Marpezu lub jak twarda skała;
Nareszcie w gaj cienisty z gniewem uleciała,
Gdzie pierwszy mąż jej Sychej przez tkliwe starania
Do podobnej miłości swą miłością skłania.
Enej, którego serce jej nieszczęścia ranią,
Opłakując je rzewnie postępuję za nią.
Idzie drogą niewzbronną. Już sięgał przestrzeni,
Którą zalegli mąże przez wojną wsławieni;
Tu mu Tydej zabiega, ówdzie w świetnej zbroi
Partenop, tam bladego cień Adrasta stoi.
Ogląda, z żalem żywych pobite Trojany.
Jąknął bacząc swych ziomków szereg nieprzebrany:
Tu Glauk, Medon, Terzyloch — tam z nimi złączony
Stał Polifet, Cererze kapłan poświęcony;
W tamtych krew Antenora; Idej co po zgonie
Dzierży wóz swój i oręż. Stoją w licznem gronie
Duchy w lewo i w prawo; w każdym chęć niezbyta
Wstrzymać go, więc z nich każdy, poco przybył, pyta.
Lecz gdy greckim hetmanom i Atrejców rocie
Przechodząc świetnym mieczem zabłysnął w ciemnocie,
Część, jak niegdyś, na łodzie pierzcha przelękniona
Część chcąc podnieść krzyk słaby, głos im w uściech kona.[2]
Dalej syna Priama postrzegł, Dejofoba;
Podarte na nim ciało i policzki oba,

  1. Wiersz niekompletny bo tylko o 12 zgłoskach, gdy wszystkie inne mają 13. P. W.
  2. Sic. P. W.