Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rwie włosy i w pierś kształtną czterykroć uderza.
Daszli mu wyjść Jowiszu z moich, rzecze, granic?
Będzież miał ten przybysz państwo moje za nic?
Nie powstanąż żeglarze z ludem całym w mieście?
Idźcie, rwijcie okręty, spieszcie, ogień nieście,
Do żagli i do wioseł biegnijcie majtkowie!
Lecz jakiż szał mię uniósł? gdzie jestem, co mówią?
Dziś cię pchają nieszczęsna wyroki surowe;
Toć przystało, nim z rąk twych wziął berła połowę.
Otóż jest wiara tego, co z swymi Penaty
Uniósł ojca na barkach znękanego laty!
Nie mogłamże na sztuki rozszarpać go wprzódy,
Wraz z wyrżniętymi ziomki w morskie cisnąć wody?
I Jula zrąbanego podać do zjedzenia?
Był-li w tem los niepewny?... nie był bez wątpienia.
Jakież mię wstrzymywały przed zgonem obawy?
Niosłabym ogień zgubny i w obóz i w nawy,
Polegliby odrazu pod ciosy mojemi
Ojciec, syn i lud cały i ja razem z niemi.
Słońce! co ci na świecie wszystko jest świadomem!
Junono! co masz pieczę nad trosk mych ogromem,
Ty Hekate, wyjąca przez rozstajne drogi,
Wy mściwe piekieł jędze i wy moje bogi!
Wysłuchajcie próśb gorzkich ginącej Dydony,
I grom wasz na zbrodnie spadnie zasłużony.
Jeźliście rozrządzili losy niecofnymi,
By ten zdrajca do jakiej przybił jeszcze ziemi:
Niech go wojną lud dzielny i ściga i nęka,
Niech go nigdy synowska nie popieści ręka,
Niech do żebrania wsparcia kieskami znaglony,
Niech patrzy na okropne ziomków swoich zgony,
Niechaj pod mir haniebny, hardą ugnie szyje,
Niech władzy pożądanej i dnia nie użyje,