Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mego położenia tak mnie zdenerwowała, że biegnąc, szlochałem. Na zachodnim rogu skweru mały, biały pies wybiegł z biura Towarzystwa Farmaceutycznego i natychmiast, z nosem przy ziemi, zwrócił się w moją stronę.
Nigdy nie przyszło mi na myśl przedtem, że nos dla psa jest tem, czem oko dla widzącego człowieka. Psy tak rozpoznają zapach idącego człowieka, jak człowiek spostrzega jego widomą, cielesną powłokę. Zwierzę zaczęło szczekać i biegać, okazując bardzo wyraźnie, iż odczuwa mnie. Przeszedłem przez Great Russel Street, patrząc przez ramię po za siebie, i zapuściłem się już daleko wzdłuż Montague Street, zanim się zoryentowałem, na co znowu się narażam.
W tej chwili bowiem usłyszałem hałaśliwy dźwięk muzyki, a rzuciwszy wzrokiem wzdłuż ulicy, ujrzałem gromadę ludzi, wychodzących z Russel Square, w czerwonych kurtkach, poprzedzonych chorągwią Armii Zbawienia. Taki tłum, śpiewający na drodze, przedstawiał dla mnie ogromne trudności do zwalczenia, a bojąc się wracać i oddalać się coraz bardziej od mego mieszkania, wbiegłem na białe stopnie domu, zwróconego frontem ku sztachetom muzealnym, gdzie stałem, dopóki tłum nie przeszedł. Na szczęście pies na odgłos muzyki przystanął, zawahał się i podwinąwszy ogon, pobiegł z powrotem do Bloomsbury Square.
Orkiestra zbliżała się coraz bardziej, wygrywając jakby przez ironię hymn, rozpoczynający się od słów: „Kiedyż ujrzymy Jego oblicze?“ Zdawało mi się, że wieki całe upłynęły, zanim fala tłumu przepłynęła koło mnie. Bum! bum! bum! odzywał się huczący bęben, a jam,