Przejdź do zawartości

Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy ci ludzie i inni jeszcze przygodnie napotykani, zaniedbywali swój zawód, przyjaciół i rodziny, zdolni oddychać tem jeno powietrzem, którem oddychała Ewa. Mieli cierpliwość żebraków, a optymizm dzieci. Zazdrościli sobie wzajem zalet, wykształcenia i dowcipnych pomysłów, a radowało każdego wielce najdrobniejsze niepowodzenie rywala.
Ubiegali się gorliwie o względy Zuzanny, obdarzając ją hojnie, by pochwycić wieść co pani jej mówiła, robiła, jak spała, w jakim wsiała humorze i kiedy ich przyjąć raczy.
Ogarnęło ich wszystkich wielkie przygnębienie od chwili kiedy na drodze życia Ewy stanął hrabia Maidanow. Wiedzieli, jak cały świat, kogo pseudonim ten ukrywa. Potężnemu i budzącemu postrach człowiekowi, żaden nie mógł dotrzymać pola.
Ewa pocieszała ich z uśmiechem. Nie mieli dla niej żadnego znaczenia.
— Jakże się powodzi moim podkomorzym? — pytała Zuzannę. — Czem się zabawiają zabawiacze moi?
Nie było jej jednak tak lekko, jak przedtem na sercu.

5.

Hrabiego Maidanowa poznała w Trouville. Podczas gdy mu ją przedstawiano na promenadzie wybrzeża, widzowie-światowcy otaczali ją szerokim, nieruchomym kręgiem, a tylko dyskretny szept mieszał się z szumem morza.
Po powrocie chwyciła Zuzannę za ramię.
— Nie puszczaj mnie do niego! — szepnęła pobladła. — Nie chcę patrzeć w te oczy, nie chcę już nigdy spotkać tego człowieka.
Zuzanna przyrzekła solennie, nie wiedząc zgoła ko-