Strona:PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Inaczej mówiąc — mruknął kruk — chcesz wypróbować moją sztukę wróżbiarstwa. Pokaż mi rękę twoją, bym na niej linje szczęścia odcyfrował.
— Nie przybywam — odrzekł królewicz — by losy moje badać, lecz zapytać, kędy znaleźć mogę przedmiot pielgrzymki mojej.
— Czyż w czarującej Andaluzji — odrzekł kruk, z pod oka patrząc — możesz być o to w kłopocie? I to w Sewilli, gdzie pod każdą palmą czarnookie dziewoje ambrę tańcują?
Książę się zarumienił, słysząc, że takim stylem przemawia staruszek, jednym pazurem już w grobie będący.
— Nie obchodzą mnie dziewoje tańczące pod pomarańczami Guadalkwiwiru. Szukam idealnej piękności według tego oto portretu i błagam cię potężny kruku, jeźli to leży w skarbie twej wiedzy, pokaż mi drogę do niej.
Białego kruka uderzyła powaga młodzieńca.
— Co ja mogę wiedzieć — mówił — o młodości i pięknie! Poszukiwania moje są archeologiczne. Posłańcem losu ja jestem i kraczę hasło śmierci z szczytów komina, a skrzydłem uderzam w okno konającego, kracząc: już czas!... Szukaj więc gdzie indziej twojej drogi.
— Gdzież indziej mi jej szukać, jak tu u wrót wszelakiej wiedzy? Jestem królewskim synem, od gwiazd posłanym w tajemniczej misji, od której losy narodów zależeć mogą.
Na te słowa krucio ton zmienił i wysłuchawszy jego historji, rzekł poważnie:
— Co do księżniczki, nie mogę ci dać wiadomości, bo latam tylko w ogrodach i chłodnikach pań zamężnych; ale idź do Kordowy i odszukaj wielką palmę Abderrachmana w dziedzińcu wielkiej moszei. W jej cieniu zasiada słynny podróżnik, który zna wszystkie ludy i kraje, a jest ulubieńcem królowych i królewnych. On ci da objaśnienie w tej mierze.
— Dzięki szanowny mędrcze, którego mądrością tak się zbudowałem — pożegnał go królewicz.
— Bądź zdrów pielgrzymie miłości — rzekł kruk tonem filozoficznym.
Wśród wiszących ogrodów i cytrynowych gajów, opasanych srebrną wstęgą Guadalkwiwiru, zbliżał się Achmed do Kordowy. Przed nim leciała wieszcza sowa, i tak przybyli aż do owej palmy, która w dziedzińcu moszei piętrzyła się nad drzewami mirtów i cyprysów. Pod nią mnóstwo ludzi słuchało koszałek opałek świegotliwej papugi o wielkim czubie, która rada swemu zielonemu spencerowi, plotła nieskończone improwizacje, pełna zadowolnienia z siebie samej. Ta papuga, powiedziano mu, z Persji ród swój wywodzi, miała sławnego antenata i posiada słynny dar opowiadania.
Ledwie docisnął się do niej, i kiedy się jej zwierzył, odrzekła:
— Wybacz mej wesołości, ale zawsze śmiać się muszę, gdy się słowo miłość o uszy moje odbije.
Królewicz zniecierpliwiony niewczesną wesołością, rzekł jej:
— Czyż miłość nie jest wszechuczuciem natury, tajemnicą tajemnic życia i łącznią całej ludzkości?
— Larifari! larifari! — zachichotała papuga — zkądżeś się tych sentymentalnych frazesów nauczył? Wierzaj mi, że to wyszło z mody i o