Strona:PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Z SZKICÓW ALHAMBRY
Washingtona Irwinga.
Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.
Przekład Ernesta Buławy.

(Dokończenie.)

Zapoznawszy bliżej sowę z papugą, przy czem wiele było korowodów, kto się ma pierwej komu przedstawić, ukłonić i jak tytułować, w towarzystwie obu dygnitarzy pociągnął dalej wytrwały Achmed tą samą bramą, którą wszedł do Kordowy.
Zrozpaczony był wkrótce powolnością papugi, która jako nerwowa rano wstawać nie lubiła. Z drugiej strony zaś sowa[1] zasypiała w samo południe i lubiła bardzo długie siesty. Jakżeż droga miała iść prędko naprzód? Jej spostrzeżenia archeologiczne nie małą też były zawadą, bo przy każdej ruinie zatrzymywała się w długich medytacjach i o każdej opowiadała uczone kroniki, które po sto razy powtarzała. Do tego omylił się królewicz, że dwie tak uczone matrony będą z sobą w harmonji. Wiecznie się kłóciły i boczyły na siebie. Papuga była belletrystką, sowa filozofką; papuga cytowała poezje, unosiła się nad bohaterami romansów, zawracając żółte oczy, i mogła do pewnego stopnia zamydlić oczy swojem oczytaniem — sowa zaś z pogardą specjalisty poglądała na to, wszystko co nie było suchą rutyną lub hieroglifem metafizycznym, uważając za śmiecie. Papuga śpiewała kantyleny włoskie, choć nieco fałszywie, jednak z pretensją primadonny, deklamowała wiersze, a co najsmutniej, pozwalała sobie dowcipów na karb poważnej sowy i drwiła nawet z własnych konceptów. Tem postępowaniem do żywego oburzona sowa zamknęła się w milczeniu pogardy.
Zatopionemu w snach fantazji swojej książęciu mniej niż kiedy dało się to we znaki. Tak przebyli dzikie góry Sierra Morena, spalone skwarem słońca płaszczyzny Mancha i Kastylji, i wybrzeża złotego Tagu, szumiącego dziko między skał urwiskami.
— Patrz, oto prastare Toledo — rzekła z namaszczeniem sowa — miejsce tylu wspomnień i pamiątek, tylu gruzów, tylu świątyń i wieżyc, zbielałych podaniami czasów, miejsce dumań tylu moich antenatów!

— Cicho! — przerwała papuga — co nas obchodzą te wieści? co nam po tem? Patrz raczej

  1. Wspomnieliśmy, że z powieści tej fantastycznej utworzył Władysław Tarnowski libretto do skomponowanej przez siebie opery. W librecie autor zmienił rzecz w ten sposób, iż za pomocą magicznego pierścienia, danego przez Boabdena, Achmed każdego ptaka mógł zmieniać w postać ludzką, i odwrotnie — w postać tylko usymbolizowaną tak, jak np. Papagejno Mozarta. Każdy ptak tym sposobem jest delikatną satyrą jakiejś spaczonej strony społeczeństwa. Libretto oczywiście bardzo się różni od treści Irwinga — scena z koniem w niem opuszczona. Tłumacz tej powieści w naszem piśmie przetłumaczył pomiędzy innemi „Stepy Ameryki“ Irwinga, drukowane w „Gazecie Narodowej“. Cykl ten przekładów z Irwinga skończy tłumacz powieścią p. t.: „Dzieje hrabi Juljana“. Przyp. Red.)