Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a nikt z pewnością powiedzieć nie może, kto dał powód do tego najazdu.
— Cóżkolwiek bądź, stary Elisław miał w tém swe uczestnictwo, ręczę ci, że jeżeli masz chęć poniszczenia się na nim, nikt tego za niesłuszność nie uzna, bo nie ma wątpliwości, że on zbroczył swe ręce w krwi twojego ojca. Wszak oprócz ciebie nie ma nikogo, któryby w tém miał interes i mógł się mu wy wzajemnie. Winienem ci powiedzieć, że wszyscy w téj okolicy sądzą, że musi między wami przyjść do rozprawy.
— Wstydź się Halbercie, jestże to po chrześcijańsku podżegać do przekroczenia prawa, zakazującego osobiste wymierzanie zemsty, a zwłaszcza na tém strasznem miejscu, gdzie nie wiemy jakie istoty nas podsłuchiwać mogą.
— Cicho, cicho — odrzekł Halbert, bliżéj się cisnąc do swego przyjaciela — nie pomyślałem wcale o tém. Ale mogę się domyślać panie Patrik przyczyny, która twe ramię wstrzymuje. Wszyscy wiemy, że nie brak odwagi, lecz te dwoje niebieskich ocząt ładnéj dziewczyny są hamulcem dla słusznéj twéj zemsty.
— Zapewniam cię, — odrzekł mu towarzysz, ledwie nie w złości... — zapewniam cię, że się mylisz. Jestto bardzo niesłusznie z twéj strony tak myśleć, a bardziéj jeszcze o tém mówić. Nie chcę bynajmniéj dawać nikomu powodu do wspominania o mnie, obok imienia tak młodéj damy.
— Ej patrzno, patrzno, — odpowie Eliot, — nie mówiłżem, że nie brak odwagi tak cię ułagodził: wszak nie myślałem nic złego. Jestto sprawa, o któréj wolno przyjacielowi z tobą pomówić otwarcie. W żyłach starego Elisława więcéj płynie zaiste dawnéj krwi rycerskiéj niż w twoich; on nie zna nowomodnych zasad spokojności i po-