Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w twoim starym zamku, również i twojéj rodzinie w nudnym Edymburgu. Nie pojmuję jak tam wytrzymać mogą, w tych budach kamiennych, pod dachami łupkowemi, gdy przecież mogą mieszkać w swoich własnych tak miłych górach.
— Wychowanie moje i sióstr moich — odpowiedział Ernseliff — było przyczyną, że matka moja długo w Edymburgu mieszkała, ale daję słowo, że postaram się stracony czas nagrodzić.
— A! każesz podobno stary zamek znowu trochę upiększyć, będziesz żył poufale i po sąsiedzku z dawnym przyjacielem twego domu, jak to przystoi Ernseliffowi: winienem ci powiedzieć, że moja matka — nie, moja babka — gdyż od śmierci własnéj matki naszéj, ją raz matką, drugi raz babką nazywamy: — ale cóż chciałem mówić?... tak, jest pewną, że niezbyt daleko z tobą jest spokrewnioną.
— Prawda Halbercie, jutro przyjdę do Hanghoot na obiad, i to z całego serca.
— To wyśmienity pomysł!... jesteśmy dawni sąsiedzi: a to już dość, choćby krew nas wcale nie łączyła. Moja staruszka rada ci będzie bo zawsze opowiada o twoim ojcu, który przed wielu laty został zabitym.
— Milcz, milcz, Halbercie! ani słowa o tem! niech raczéj wypadek ten pójdzie w niepamięć.
— O ja inaczéj myślę: gdyby się podobny wypadek w naszéj rodzinie wydarzył chyba dopiero pomściwszy się go, zapomniałbym o wszystkiem. — Tak mi uczucie własnéj godności nakazuje. Ale sam wiesz co masz czynić, był to (jak mi powiadano) przyjaciel P. Elisława, który przebił twojego ojca, wyrwawszy mu pierwéj żelazo.
— Przestań Halbercie! był to nierozsądny rozterk, skutek wina i zdań politycznych, wielu szpad dobyło,