Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tnie, wtenczas tacy jak on, nie są cierpiani. Czarownik i czarownica są przekleństwem i plagą kraju.
— Dalibóg matko mów co chcesz, ale jestém przekonany, że czarownicy i czarownice ani połowy teraz nie mają téj co dawniéj władzy. Tyle przynajmniéj wiem, że taki zbrodniarz jakim jest stary Elisław, albo taki złoczyńca jakim jest łotr Westburnflat, gorszym dla kraju są przekleństwem i plagą, niżeli gromada najobrzydliwszych czarownic, co kiedyś na miotle jeździły, lub w majowéj nocy swój taniec odbywały. Wieleby upłynęło czasu, nimby Elzender moje zabudowanie podpalił, a teraz spróbuję, czy w czém się nie przyłoży do odbudowania onego. — On wszędzie, w całym kraju za uczynnego człowieka uchodzi.
— Zastanów się dobrze moje dziecię, pomnij, że jego dobrodziejstwa nikomu na dobre nie wyszły. Jakób Howden umarł na tę sarnę chorobę, z któréj Elzender chciał go wyprowadzić. Krowy Lambsidego wprawdzie wyleczył z zarazy, ale tym bardziéj za to upadły jego owce w poprzedniéj jesieni. Przecież ty sam, pierwszy raz go zobaczywszy, powiedziałeś, że bardziéj podobny do upiora, niż do człowieczéj istoty.
— Cicho matko! — rzekł Halbert, — Elzender nie tak zły, jakim się być wydaje. Strach prawda na niego patrzeć, prawdziwe to straszydło. Ale skorupa gorsza od jądra. Gdyby co było jeść, bo caluteńki dzień anim kąska nie zjadł, położyłbym się potém spać, dwie lub trzy godziny obok mego zwierzęcia, a jak tylko kogut zapieje, wsiądę i pojadę na kamienną puszczę.
— A dlaczego jeszcze nie dzisiejszéj nocy Halbercie? zapytał się Henryk, — pojadę z tobą choćby natychmiast.