Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Tyszkiewicz - Półwysep Hel.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hen od krawędzi nieba, gdzie są sine dale
idzie potężna groźba i śmierci strach blady...
Siekane biczem wichru walą straszne fale
tworząc przepaście bez dna, fontanny... kaskady...
Gdzie spojrzeć, całe morze w garby sfalowane!
Pędzą z rozwiązaną grzywą i jakby dymiące,
wzburzone fale, wściekłe, złe i rozhulane
wszystkiemu co spotkają zagładę niosące!
Tu kilka metrów w górę sięgające ściany,
pod niemi czarna przepaść toni rozburzonej...
Tam znowu, jak niszczące olbrzymie tarany
z potężnej, niszczycielskiej kuszy wypuszczonej!...
Jak czasem koń podskoczy uderzon ostrogą,
tak skoczy nagle w górę przez wicher podbity
rozwścieczony i jakby oślepiony trwogą
spieniony bałwan bijąc o niebios błękity...
Wszystko się skotłowało ni niebios ni wody,
wszystko jakiś paroksyzm ogarnął zniszczenia,
więc oszalałe z gniewu szukają przeszkody
jakichś przedmiotów martwych, albo też stworzenia!
Huk wzburzonych bałwanów, krew w tętnicy ścina,
a potęga idąca od czarciego tańca
do ostateczności nerwy nam napina,
gdy stoimy na cyplu niepewnego szańca!...
Potężna walka przemożnych żywiołów
duszę ani obawą ani przejmie strachem.
Spokojnie patrzy w głąb tych oszalałych dołów,
gdzie dla nich piany bałwan przez chwilę jest dachem.
I w tym zaciekłym boju, w tej walce zniszczenia,
jakoby się odrodziła i jakby odżyła,
drgnęła struną nie grozy, ale uwielbienia
i w głąb ducha spłynęła nieśmiertelna siła!...
Pojąc się dźwiękiem ryku, mocy tej stęskniona
miesza swe słabe głosy z głosami natury
i niby z pętów ciała całkiem uwolniona
łącząc się wraz z żywiołem wzbija się pod chmury!
............

Wątła łupina... piłka na fale rzucona...
Olbrzym morski, parowiec czterokominowy!
Zdaje się, że załoga jego jest zgubiona,
że morze mu szykuje grobowiec gotowy...