Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Janka zrozumiała go doskonale i coś w niej zatrzepotało, jakby jakąś nową strunę serca lekko szarpnięto.
Zaczął czytać sztukę. Z każdem słowem Maryi, entuzyastyczna natura Janki wybuchała; z zawieszonym oddechem, zapatrzona we Władka, słuchała, nie odważając się słowem, albo gestem zmącić wrażenia, jakie ją przenikało; bała się spłoszyć czaru, przenikającego w dźwięki jego słów i w barwy jego aksamitno-czarnych oczu.
Gdy skończył czytać, Janka zawołała upojona:
— Przepyszna rola!
— Że pani zrobisz w niej furorę, za tobym ręczył.
— Tak... czuję, że może zagrałabym ją nieźle.
— „Garrick, ten twórca dusz, taki potężny w „Koryolanie!“ — szepnęła zapamiętany frazes, wchodząc w rolą.
I twarz jej zajaśniała takim zapałem, tak się rozjaśniła wewnętrzną głęboką radością, że Władek nie poznawał jej prawie.
— Jesteś pani entuzyastką.
— Tak, bo kocham sztukę! Wszystko dla niej, i wszystko w niej!... to moje hasło. Poza sztuką prawie nic nie widzę!... mówiła, zapalając się niespodzianie.
— Nawet miłości?...
— Kiedy sztuka wydaje mi się większem i zupełniejszem upostaciowaniem ideału, niżeli miłość...
— Ale jest więcej obcą dla ludzi i nie tak konieczną do życia, jak miłość. Bez sztuki świat mógłby istnieć, ale bez miłości... nigdy!... zresztą, sztuka daje boleśniejsze zawody...
— Ale i większe rozkosze... Miłość, to wzruszenie