Henryk wszedł na belkę, przez środek której zarzucono linkę.
Usiadł na niej, i spuszczając nogi, ześlizgnął się zwolna, podtrzymywany silnie przez towarzyszy. Blask lampki oświecał z kolei wszystkie ściany szybu, i Henryk mógł je ba
dać starannie.
Ściany te złożone były z łupka i węgla. Tak były gładkie, że niepodobna było utrzymać się na ich powierzchni.
Henryk obliczył, że się spuszcza z szybkością umiarkowaną: na sekundę, jedną stopę. Mógł więc dostatecznie się rozglądać i być w pogotowiu na wszelki przypadek.
Przez dwie minuty, spuszczanie odbywało się bez wypadku. Nie było żadnej galeryi bocznej po ścianach szybu, który się zwężał stopniowo w formie lejka. Henryk zaczął odczuwać świeższe powietrze od spodu, z czego wnosił, że dolna część szybu musiała się łączyć z jakiem przejściem do niższego piętra kopalni.
Sznur spuszczał się ciągle. Coraz większa ciemność. Cisza panowała również. Jeżeli jaka istota żyjąca schroniła się w tej tajemniczej i głębokiej przepaści, nie była teraz na miejscu, gdyż żadne poruszenie nie zdradzało jej
obecności.
Henryk, w miarę spuszczania, stawał się
Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/171
Ta strona została przepisana.
— 163 —