Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 162 —

tnym, że również nic nie mówił. Inni górnicy, widząc gotującą się wyprawę, przypuszczali, że chodzi o zwyczajne zbadanie pokładu w danym kierunku.
Henryk miał przy sobie sznur długi na dwieście stóp. Sznur ten nie był gruby ale wypróbowanej trwałości. Ponieważ miano go spuszczać i wyciągać, przeto chodziło tylko o to, by go sznur mógł unieść. Na dany znak miano go wyciągnąć natychmiast z podziemia.
Szyb był dosyć szeroki, miał bowiem dwanaście stóp średnicy przy otworze. Założono grubą belkę przez sam środek otworu, w rodzaju kładki w taki sposób, że sznur, ześlizgując się po jednym z boków belki, utrzymywał się przyosi szybu. Było to niezbędnem, bo inaczej przy spuszczaniu Henryk mógłby zostać potłuczonym o ściany boczne.
Henryk był gotów.
— Czy trwasz w zamiarze zbadania tej przepaści? — zapytał go Jakób.
— Naturalnie! — odrzekł Henryk.
Przywiązano mu sznur w koło bioder, następnie pod pachami w ten sam sposób, żeby ciało się utrzymywało w linii prostopadłej.
Ręce obie miał wolne. U pasa umocował sobie lampkę bezpieczeństwa, u boku długi i szeroki nóż szkocki obosieczny, umieszczony w pohwie skócrzanej.