Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 161 —

spuszczać mnie i wyciągać na znak umówiony. Czy mogę liczyć na ciebie, Jakóbie?
— Henryku — odrzekł Jakób — uczynię wszystko, o co mnie prosisz, a jednak powtarzam ci: źle czynisz, narażając się.
— Lepsze to, niż ciągłe wyrzuty, że się nic nie zrobiło — rzekł Henryk tonem stanowczym. — A zatem jutro z rana o szóstej i milczenie! Bądź zdrów, Jakóbie!
I nie chcąc przedłużać rozmowy, w której Jakób byłby usiłował go przekonać, Henryk szybko opuścił przyjaciela i powrócił na folwark.
Trzeba jednak przyznać, że obawy Jakóba nie były przesadzone. Jeżeli jaki osobisty nieprzyjaciel znajdował się w tym szybie, gdzie górnik miał się spuszczać, Henryk bezwątpienia się narażał. A jednak skąd pewność lub prawdopodobieństwo nawet, żeby tak było?
— A zresztą — powtarzał Jakób — dlaczego się silić nad wytłómaczeniem szeregu faktów, które się tak łatwo tłómaczą przez wmięszanie się geniuszów kopalni?
Pomimo to, nazajutrz Jakób i trzej górnicy jego oddziału przybyli wraz z Henrykiem do tajemniczego, a podejrzanego szybu.
Henryk nic nie mówił o swoim projekcie ani do Jamesa Starr, ani do starego nadsztygara. Ze swej strony Jakób był tyle dyskre-­