Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 160 —

— Posłuchaj mnie Jakóbie. W stronie za­chodniej kopalni Nowej-Aberfoyle, pod tem sklepieniem, które podtrzymuje jezioro Lomond, znajduje się studnia, czy szyb naturalny, który wchodzi prostopadle aż do samego wnętrza pokładów. Tydzień temu chciałem zbadać tę głębię. W chwili, gdym sondę zapuszczał i schylony stałem nad otworem szybu, uczułem powiew poruszonego wewnątrz powietrza, jakby od silnych uderzeń skrzydeł.
— Zapewne jakiś ptak się dostał do niższych galeryi kopalni — zauważył Jakób.
— To jeszcze nie wszystko Jakóbie — mówił dalej Henryk. - Dziś rano znowu powróciłem do tego szybu, i nadsłuchując dobrze, zdawało mi się, że słyszę jęki...
— Jęki! — krzyknął Jakób. — Mylisz się zapewne Henryku! Był to przewiew wiatru... albo też może jaki chochlik...
— Jutro Jakóbie — rzekł Henryk — będę wiedział czego się trzymać.
— Jutro? — zapytał Jakób, patrząc trwożnie na swego towarzysza.
— Tak jest, jutro zejdę do tej otchłani.
— Henryku! Ty kusisz Boga samego!
— Nie, Jakóbie, wezwę Jego pomocy i zejdę. Jutro pójdziemy obaj do tego szybu i weźmiemy jeszcze kilku towarzyszy. Długi sznur, do którego mnie przywiążecie, pozwoli wam