Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by się zakończył gorący spór, gdyby nie przypadek.
W tej chwili bowiem do natłoczonej sali kawiarni, wpadł jak bomba mały, piegowaty żydek i zdyszanym głosem wyksztusił:
— „Loches“! (obława idzie) — od Dziki Gass!
Jakby za czarodziejskiem dotknięciem różdżki kawiarnia opustoszała doszczętnie. Przy bufecie stał tylko piegowaty żydek, jeszcze oddychający z trudem, licząc otrzymane od właściciela kilka groszy, za ostrzeżenie przed chmurą, co miała nadejść.
Za kilka minut drzwi restauracji otworzyły się szeroko i weszło kilku wysokich i pewnych siebie mężczyzn o przenikliwych oczach. Jeden z nich wykręcił się na pięcie, obejrzał wokoło po sali i mruknął do towarzyszy:
— Już zdmuchnął ich ktoś… psiakrew! — spojrzał na właściciela, który w chwili wejścia gościa podniósł się z miejsca za bufetem i stał teraz oparty o rozwartą księgę rachunkową z piórem w ręku i patrzał na gości ze zdziwieniem.
— A, to pan?! — zagadnął niezdecydowanym tonem przybyłego urzędnika policyjnego.
— Tak, to my! Pewno nie spodziewał się pan naszej wizyty, — odpowiedział urzędnik z ironją w głosie. — Co tak pusto u pana tutaj, gości żadnych? — tu zauważył małego żydka, stojącego przy bufecie i uśmiechającego się głupkowato.