Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pozorem przecięcia sznurków, przy obwiązywaniu teki. Kto by przypuścił, że ten frajer jest zdolny tak fachowo i logicznie obmyśleć wszystko, co zmierzało do mego pognębienia. Zemścił się!… Stałem i patrzałem przez wystawowe szyby, jak „horodowoj“ przechadzał się, pogwizdując tuż przed wystawą, a na drugiej stronie ulicy, dwu mężczyzn rozprawiało z ożywieniem z trzecim w czarnym mundurze i z bączkiem na „furażce“. Palili papierosy, to mi nasunęło myśl, że mogę przecież zapalić papierosa, co też uczyniłem. Paliłem i obserwowałem, przesuwające się cienie przechodniów nielicznych o tak wczesnej godzinie. Przestałem tak z godzinę czasu, bo kiedy znów spojrzałem na bronzowy zegar, dochodziła ósma. Czarna, wielka wskazówka, nieubłaganie sunęła naprzód — już tylko pięć minut, już tylko dwie… Już słychać kroki na korytarzu, może to właściciel nadchodzi. Wtem słyszę jakieś śmiałe, lekkie kroki, zbliżające się do drzwi. Słyszę brzęk kluczy. Za chwilę przenikliwy krzyk kobiecy, rozlega się na korytarzu.
— O, „radi Boga! woory! wooo-ry“! — lamentował cienki dyszkant kobiecy. Usłyszałem teraz wielkie dudnienie szybkich kroków. Co chwila ktoś chwytał za kłódki i sztaby i poruszał niemi z hałasem. Hałas coraz bardziej wzmagający się na korytarzu doprowadzał mnie do wściekłości i krańcowej rozpaczy, biegałem przy żelaznych drzwiach, jak dzikie zwierzę, osaczone przez ogary, wściekły, na bezna-