Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wstydź się pan, tu wszyscy „swoi“ — a zwracając się do Róży, zagadnęła ją z odcieniem zazdrości w głosie: — Skąd wytrzasnęłaś takiego „Herkulesa“? Aż miło patrzeć… masz gust… zawsze tylko zdrowych, ładnych mężczyzn masz szczęście werbować. Mój suchotnik — mówiła, pokazując na swego kochanka — to do niczego, żywy trup, tylko stale kaszle.
Jakby dla potwierdzenia tych słów, już niemłody, zmizerowany mężczyzna zakaszlał tak boleśnie, że długo nie mógł złapać tchu, tylko swe wielkie oczy utkwił w twarzy swej towarzyszki z jakimś niewymownym wyrazem wyrzutu i żalu. Ona zaś spoglądała na niego z pogardą i lekceważeniem, nie litując się zupełnie nad jego smutnym stanem.
Dawidowi zrobiło się żal tego chorego widocznie człowieka. Wstał więc i podał mu szklankę wody. Chory wypił, nic nie mówiąc, dziękując tylko oczami, a do swej towarzyszki odezwał się:
— Tak, moja kochana, masz rację, jestem żywy trup, do niczego, ale nie z mojej winy… już niedługo to potrwa… marzec niedaleko…
Kobieta odpowiedziała cynicznie:
— Dla mojej przyjemności może już jutro być marzec i tak mam już innego — śmiała mu się prosto w oczy.
Róża i Dawid przyglądali się w milczeniu tej niedobranej parze. Gospodyni pośpieszyła objaśnić.
— Nie zwracajcie uwagi na ich kłótnie,