Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Berek próbował tłumaczyć gospodarzowi, że On nie jest frajerem, i na takim sienniku spać wogóle nie myśli, za tą uwagę właśnie w odpowiedzi otrzymał sturchańca, co tak poskutkowało, że sam się nie zorientował jak i kiedy, po mokotowsku — balonem znalazł się w przeznaczonej mu celi.
Berek po wejściu do celi ciekawie począł się rozglądać po obecnych czy też nie ujrzy znajomej twarzy, była to cela duża przeznaczona dla krawców — niestety, nikogo nie znalazł, jednak w duchu pomyślał, że tutaj nie zginie…
Po chwili podszedł do niego jeden z żydków, podpierając się pod boki i z godnością zapytał.
— Skąd przyjechałeś?
— Z Grójca.
— A duży ty masz wyrok?
— Dwa lata.
— Ny… za co?
— Za kradzież? — odparł dumnie rozglądając się po obecnych, a po chwili zaś dodał.
— Ja już nie frajer i nie pierwszy raz siedzę…
Po wypowiedzeniu tego jakby świadectwa dojrzałości zwrócił się z pytaniem:
— Gdzie mam położyć rzeczy!
Na to pytanie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a jeden z nich, który dotychczas stał spokojnie przy stole i przyglądał się grającym w domino, podszedł ku niemu wskazując palcem miejsce wolne przy samym klozecie.
— Tam bedzie twoje miejsce, dlatego właśnie, żeś nie frajer.
Berek zbladł. Więc on który w Grójcu uchodził za lepszego gościa, złodziej z pokolenia, teraz w osławionym Mokotowie ma leżeć przy baraszce? Nie!… nigdy… raczej umrzeć, niż taką hańbę znieść. — Drżąc na całem ciele krzyknął:
— Ja złodziej z krwi i kości!! Ojciec mój umarł