Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziej, gdy pójdzie do przebrania, to więźniowie patrząc przez okna wezmą go za pętaka, więc po namyśle zapytał
— Kiedy mnie przebiorą?
— O nie tak prędko… — Jak się zbierze świeżych z piętnastu wtedy was gospodarz wykąpie i przebierze, a potem na górę.
Przy tej rozmowie, korytarzowy naumyślnie puszczał mu dym wprost w twarz.
Berek łykał dym by pragnienie zmniejszyć, ale to go tylko więcej rozdrażniło.
Co robić? — dym coraz więcej wypełniał celę. — Zrozumiał, że ten naumyślnie to robi, wszak on w Grójcu gdy był korytarzowym, to samo nieraz robił nowoprzybyłym, by ich też nabrać.
Teraz przekonał się i odczuł to na własnej skórze, że nie z głupoty, te „chamy“ w Grójcu — jak on ich nazwał, oddawali wszystko za darmo prawie, gdy im dym puszczał do celi, czuł, że i on teraz nie wytrzyma…
Po namyśle na pół przytomny od dymu zapytał.
— A ile dasz? „Skoki“ mnie kosztowany 40 złotych, a są prawie że nowe…
— A wiele chcesz?
— Piętnaście złotych są warte.
Korytarzowy wybuchnął śmiechem.
— „Brachu“! Ty napewno pierwszy raz jesteś w Mokotowie, u nas za dwadzieścia „świnek“[1] można mieć nowe „skoki“, a „blaty“[2] u nas na rękę niema.
Berek zmieszał się, bo kupiec trafił w jego słabą stronę, więc prędko odparł..
— Nie myśl ty czasem, że ja frajer jestem… bo ja już nie pierwszy raz siedzę w wiezieniu, a nawet byłem też „korytarzowym“ w Grójcu!…

— Co ty tam wiesz? Grójec, to nie Mokotów,

  1. świna — złoty
  2. blaty — pieniądze.