Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niemcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo, bo domyślili się co Josek mówił, chociaż z całego zdania zrozumieli tylko jeden wvraz „arbejt“, a jeden z nich znów zapytał tym samym flegmatycznym, służbowym tonem, od którego Joska dreszcze przechodziły:
— Ceigen sie dem pas!
— Ja ja, ich ob in kiszenie, bester er — odpowiedział Josek i wyjął paszport z kieszeni, podając go Niemcowi ze strachem.
Ten popatrzył to na Joska, to na fotografję i zagadnął go znowu:
— Ile masz lat?
— Dwadzieścia osiem — odpowiedział Josek.
— Bist du judej, was?
— Ja bester er, ich bym a jude — była odpowiedź.
— No dobrze, masz tu swój paszport zpowrotem.
A sienem dank bester er — i ukłonił się im jeszcze niżej, niż za pierwszym razem.
Niemcy uśmiechnęli się i pojechali do miasta. Josek odetchnął pełną piersią i lżej mu się zrobiło. Bo coby to było, pomyślał sobie, gdyby mnie Niemcy „schypiszowali“ i znaleźli złodziejske przybory: szaber i wytrychy — to dopiero byłbym „przegrany“ na czysto; odesłaliby mnie na „cwang arbejt“, a tam podobno jeszcze gorzej, jak w więzieniu. To musieli być głupie „szkopy“ i dobrze, że umiałem się rozmówić z nimi.
Josek był przekonany śwęcie, że Niemcy to są dawniejsi żydzi, którzy się przechrzcili i dlatego mówią po żydowsku trochę inaczej, jak prawzdiwi. Niemcy byli w Polsce dopiero od dwu tygodni i Joskowi po raz pierwszy zdarzyła się okazja porozmawiania z prawdziwym Niemcem i do tego jeszcze z żandarmem.
Nie przyszło mu na myśl że oni nie rozumieli go zupełnie i że uratowała go tylko głupia mina i to, że im się tak nisko kłaniał.