Strona:PL Urke Nachalnik - Miłość przestępcy.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fanowałabym to imię święte, a was okryłabym hańbą na stare lata. Zresztą nie zdołałabym nigdy zapomnieć o swem życiu dawnem, niemoralnem, a przeżyta hańba, zatruwałaby mi chwile szczęśliwe, przy waszym boku. To niemożliwe, to niemożliwe!… — Z jakiej racji… wy uczciwi, spokojni ludzie, macie dzielić ze mną ten ciężar hańby, który zmuszona jestem dźwigać, z jakiej racji macie dla jakiejś obcej, biednej dziewczyny, znosić przykrości, na jakie nie zasłużyliście — mówiąc to, całowała oboje po rękach, płacząc i łkając.
Zrozumieli nareszcie starzy, że ta skrzywdzona dziewczyna, nie może przyjąć ich ofiary i posmutnieli, bo ciężko im było rozstawać się z tą, którą polubili serdecznie.
Na dworze już zmrok zapadał.
Staruszek podniósł się ze swego miejsca z ciężkiem westchnieniem i zwrócił się do Róży:
— Tak, rozumiem cię. Jesteś skrzywdzona na zawsze. Nie zatrzymuję cię, skoro nie chcesz z nami dzielić doli. Żegnam cię i nie osądzam, nie do nas sąd należy. Pożegnaj, dziecko, tą, która gotowa była być ci matką i pamiętaj, że gdy będzie ci ciężko i będziesz potrzebowała pomocy, przychodź, znajdziesz zawsze życzliwe ci serca, pomoc i opiekę. Żegnaj, drogie dziecko!
Pożegnali ją oboje czule i zostawili w pokoju.
Róża podeszła do okna i otworzyła je.