Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja byłem subjektem na Marszałkowskiej — odparł w ciężkim westchnieniem starszy obdartus. — Mój gospodarz zbankrutował, a pracy nie mogę dostać. Zajęcie moje jest bardzo dobre! — rzekł ironicznie, — Pomagam bezrobotnym całego świata próżnować, a kolega mój dopomaga mi też w tym.
— Ale z czego żyjecie?
— Właśnie, że się nie żyje wcale! odparł młodszy. — Pies z ulicy lepiej żyje od nas.
— Chciałbym być takim pieskiem pokojowym, jakiejś starej panny — zawołał rozgoryczony starszy. — Nieraz gdy pomyślę, jak psy sobie żyją w bogatych domach, mam żal do Pana Boga, że nie stworzył mnie psem. Wiele razy widziałem, jak ludzie się litują nad psami, kotami i innymi stworzeniami. Tylko nikt nad człowiekiem!!!
— Co zrobić? — pocieszał go młodszy. — Świata nie przerobimy już. Zobaczysz, że my dostaniemy jeszcze pracę, a wtedy będzie wszystko dobrze! Ja za pierwsze pieniądze, co zarobię, kupię sobie pół kilo szynki. Ach, jak dawno już szynki nie jadłem! — zawołał, połykając, na samą myśl o niej ślinę.
— Ja tam jestem zadowolony, jak mam kawałek chleba! — rzekł starszy. — Moje zęby odzwyczaiły się od mięsa. Ja, gdybym dostał pracę, to za pierwsze pieniądze zakupiłbym kilka mszy świętych. Podziękowałbym Bogu, że dopomógł mi i zlitował się nademną.
— Ja tam w Boga nie wierzę! — rzekł z przekonaniem młodszy, — gdyby był Bóg, nie rządziłby tak