Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dartusy, chrapiąc głośno. Byli widocznie bardzo zadowoleni z gościnności, jakiej im udzielono. Gdy się przebudzili, opowiedzieli przybyszowi o sobie, a gdy on im skolei opowiedział, za co go aresztowano, patrzyli na niego zawistnie.
— Co się martwisz? — mówił obdartus. — Pójdziesz do więzienia. Tam będziesz miał wszystkiego pod dostatkiem: ubranie, spanie i jedzenie. Nas to nawet do więzienia nie chcą przyjąć! Zawsze przetrzymują tylko przez noc, a rano znów wypędzają na ulicę. Za zimna pora teraz pod mostem się ulokować. To też przychodzimy przynocować na dworcu, a policja zaraz lokuje nas tutaj.
— Musimy kradzież zrobić! — uśmiechnął się smutnie drugi obdartus — to nas raz dwa zabiorą do więzienia. Tam chyba nie tak trudno się dostać, jak ty myślisz?
— Kiedy my kraść nie umiemy! W tym cała bieda! Nie wiemy, jak to się robi — dodał, jakby zawstydzony.
— Właśnie w więzieniu siedzą tylko tacy, którzy kraść nie umieją. Ten, który kraść potrafi, jest na wolności i nigdy nie siedzi! — rzucił Romek zły.
— Pan widać jest rozgoryczony i dlatego tak mówi. Kraść jest grzechem i tego robić nie wolno — odparli jednogłośnie obaj obdartusy.
— Być takimi nędzarzami, jak wy jesteście, jest gorszym grzechem! — odparł Romek. Gdyby was nie okradano, nie bylibyście tu! Jakie zajęcie macie? Jestem ciekaw — dodał.