Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wolę przetrzymać pana do jutra rano i przekonać się, co pan za jeden. — Dobrą chwilę stali tak obaj, badając się wzajemnie wzrokiem, po czym przodownik kazał odprowadzić Romana do aresztu.
Policjant, widać, mniej wierzył w jego niewinność, gdyż w drodze do aresztu, ujął go dla pewności za rękę, aby mu czasem nie „wsiąkł“ wśród tłumu pasażerów zalegających dworzec.
Dotarli wreszcie do celu. Przy wejściu do piętrowego budynku wisiała tabliczka, na której czerwonymi literami wypisane było „Komisarjat Kolejowy“. Wchodząc do środka, policjant udzielił mu pierwszeństwa, wpuszczając go pierwszego. Dyżurujący policjant przyjął go niechętnie. Okazało się, że „trzy umeblowane pokoje“ zbite są z desek, a chwilowo zaś służą za tymczasowy areszt. Areszt ten, największą frekwencją poszczycić się może w porze nocnej. Jest on wtedy przepełniony „gośćmi“.
— Masz jeszcze jednego, zabieraj go! — zawołał „opiekun“ i odrazu znikł za drzwiami.
Dyżurny zrewidował Romana, nie omieszkając przy tej czynności zmarszczyć groźnie brwi. Uwierzył widać, że człowiek który został przed chwilą powierzony jego pieczy, istotnie jest złodziejem. Otworzył drzwiczki, zbite na kształt kraty, tak by policjant mógł widzieć, co się w celi dzieje.
Nie było tam żadnych okien, tylko światło z korytarza wdzierało się skąpymi blaskami do środka. Za całe umeblowanie tej celki służyła szeroka ława, również z desek zbita, na której rozłożyli się dwaj ob-