Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niesprawiedliwie światem. Nie dałby jednemu za dużo, a drugiemu nic...
— Cicho bądź, smarkaczu! — wołał starszy, grożąc mu pięścią. — Czego narzekasz na Boga? Nie zarobiłeś dziś ładnego grosza za paczkę, którą odniosłeś temu panu z Chmielnej. Gdyby nie Bóg, nie żyłbyś ani jednej sekundy, durniu!!
— A ja mówię, że niema Boga! — upierał się przy swoim młodszy. Policjant stuknął obcasem w drzwi i nakazał milczenie.
Roman zadumał się poważnie: Ja to, za co cierpię, — myślał — mam do zawdzięczenia jedynie sobie, gdyż innych przecież skrzywdziłem i za to cierpię teraz. Ale oni? Poraz setny przekonał się, że uczciwym być nie warto! Przyszły mu na myśl słowa starego katorżnika: „W życiu grunt to nie uczciwość, tylko forsa“... Niestety, to prawda.
Rano pożegnał oberwańców, których zwolniono. Romka wraz z innymi aresztowanemi dwiema kobietami, policjanci odprowadzili do biura śledczego, na Daniłowiczowskiej.
Romek znał dobrze ten dom, na którego widok odczuwał silny wtręt. Starał się zawsze tę ulicę omijać zdala, aby nie spojrzeć na ten gmach. Wpuszczono go teraz do okratowanego pokoju, gdzie ledwie się zmieścił! Było tam tylu ludzi, że ocierali się wzajemnie o siebie. Tej nocy „połów“ udał się znakomicie. Spotkał tu starych znajomych. Krzyk... rwetes... Każdy po kolei opowiadał za co tu się dostał, radząc się wzajem, jak się mają tłumaczyć. Był zły, kiedy zna-