Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc Dworzec Główny swoimi srebrzystymi promieniami. Wskazówki wieżowego zegara dworcowego wskazywały dziesięć minut przed dwunastą. Szli po chodniku, prowadzącym do dworca, okrążając starannie policjanta, który stał na rogu. Policjant, kierujący ruchem u wylotu krzyżujących się ulic, zmierzył ich podejrzliwym okiem. Mimo późnej, wieczornej pory, ruch był jeszcze dość znaczny.
— Wstąpimy tu na chwilę, by się ogrzać — zaproponował Romek. — Może tam da się zarobić przy takim tłoku masy ludzkiej.
— Możemy wstąpić! — zgodził się Lipek. Ale co zrobimy ze „statkami“, które mamy ze sobą? Niebezpiecznie kręcić się na dworcu, mając to przy sobie.
— Masz rację! Możemy wstąpić, a gdy zauważę, że można tam zarobić, „odpalę“ wszystko tobie. Poczekasz na mnie przed Dworcem. „Dolę“ dostaniesz odemnie na równe. Jak spólnik, to spólnik! Nie bój się, ja ci grosza nie „nawalę“.
— Dlaczego ja mam stać na ulicy, a ty masz ryzykować? Wszak kiedyś latałem za „doliną“! Zabieraj ty moje „statki“, a ja wpadnę do środka; może da mi się „skóry“ jakiemu frajerowi wyciągnąć! Ty tego nie umiesz! — zaprzeczył Lipek.
— Nie przyjacielu, na to ci nie pozwolę! Ty dopiero trzy dni na wolności, a możesz się znów „zasypać“. Nie chcę, byś przy mnie miał nieszczęście. Powiem ci prawdę, że chciałbym jak najprędzej być na Pawiaku i trochę odpocząć. Wszystko