Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rewolwerem w ręku, groźna i piękna. Wszyscy, zaskoczeni wypadkiem, nie śmieli ust otworzyć. Bryłka rozwarł gębę od ucha do ucha, i tak siedział trupio blady o błędnym wejrzeniu, jakby przykuty do miejsca. Pierwszy który doskoczył do Felci, wyrywając jej rewolwer, był Roman. Brytan wyjąć się z bólu mamrotał jakieś przekleństwa.
Za każdym jęknięciem Brytana, Felcia głośno wołała:
— To masz za moją hańbę, przeklęty! donżuanie! Zdychaj teraz za moją krzywdę, ty psie! Dawno już czas był, abyś ziemię gryzł. Nie będziesz więcej gubił młodych niewinnych dziewcząt!
— Jeszcze będę! bełkotał Brytan, wykrzywiając z bólu twarz, co miało oznaczać uśmiech.
— Nie, nie będziesz! — krzyknęła Felcia i doskoczyła do stołu, chcąc chwycić nóż, lecz w porę zastąpiono jej drogę.
— Źle strzelałaś, moja piękna! Nic mi nie jest. Brytana i kula nie bierze — drwił, siląc się na odwagę; jednak długo udawać nie mógł, i zemdlał.
Po doprowadzeniu go do przytomności, „blatny“ felczer, ten sam co leczył i Romana, a którego meliniarz natychmiast sprowadził, opatrzył ranę. Okazało się, że prócz upływu krwi, który nastąpił, nic strasznego się nie stało. Kula przeszła przez udo, nie naruszając wcale kości. Druga kula poszła w ścianę. Felcia bynajmniej nie żałowała swego czynu. Narzekała jeno, że tak marnie strzela. Musiano ją trzymać na oku, aby znów głupstwa nie zrobiła.