Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wpatrywał się w Felcię, tak jak by chciał ją zjeść oczyma.
— Co tak zerkasz na mnie? — zawołała, oczy ci jeszcze na wierzch wylizą. Przy tych słowach odwróciła się plecami do niego.
— Powiedz mi no, ty! — zwrócił się do Romka jeden z sędziów, przezwany „Mordą“. — Jak śmiałeś coś podobnego zrobić? Obiecałeś Pechowcowi, że ożenisz się z Irką?... Karmił cię i poił, a ty potym porzuciłeś ją, zalecając się już do Felci, którą chciałeś zgwałcić, nie patrząc na to, że jest córką starego złodzieja!!!
Cały „komplet sędziowski“ patrzył na niego groźnie, starając się przybrać miny prawdziwych sędziów, — których wszyscy nie raz mieli sposobność widzieć w swoim życiu. Tylko przyjaciel, właściciel meliny patrzał na niego ze współczuciem.
— Czemu nic nie odpowiadasz? — dodał Pechowiec. — Teraz język postradałeś? Co tam dużo gadać, domagam się wyroku śmierci dla niego!!! Tylko śmierć może zmyć hańbę mojej córki!!!
Wszyscy, nawpół pijani, roześmieli się.
— Tak, tak. Śmierć! Śmierć! Dawaj go tu! — ryczał Brytan. Ja mam z nim stare porachunki; z mojej ręki musi zginąć!
— Ty wpierw zginiesz, niż on! — krzyknęła nagle Felcia. Dwa strzały jeden za drugim, rozległy się w ciszy nocnej. Brytan zerwał się i momentalnie zwalił się z nóg, na podłogę.
Felcia stała na środku pokoju z dymiącym jeszcze