Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siedzieć. Okazało się później, że rzekomy jegomość był nie kto inny, jak znany powszechnie szanowany i wytrawny złodziej. Śmiano się z Romana po melinach, że za fałszywe „bryljanty“ dostał fałszywe dolary.
Po tym wypadku kariera Romka, jako „brylanciarza“, skończyła się raz na zawsze. Więcej nie przyjęto go do spółki. Okazał się niedołężnym do afery. Widać nie był jeszcze na tyle podłym, by w żywe oczy okradać bliźniego. Brano go jeszcze kilkakrotnie do miasta, i ani razu nie wywiązał się ze swego zadania. Tylko Brytan, znając go dobrze, wierzył w jego gwiazdę. Porzucił kompanów, przyłączając się do Romka w charakterze stałego wspólnika. Korzyści, które wyniósł z wypadku z fałszywymi dolarami, były te, że pił całą noc na „bruderszaft“ z tym „frajerem“ — nabywcą brylantów.
Roman więc wierzył mu teraz że chce go ratować. Dziwiło go tylko, że się chciał narażać takim grubym rybom jakimi byli Bryłka, Brytan i Pechowiec. Myślał, że raczej dba o swoją skórę, bojąc się, aby wyrok został wykonany w jego norze. Chce może, abym się stąd oddalił, — myślał — a wtedy... wyskoczą z ukrycia i po drodze, daleko stąd, zrobią swoje...
Przyjaciel, stojący dotąd w milczeniu, odgadł widać myśli Romana, bo zawołał, ujmując jego dłoń w uścisk swych gorących palcy:
— Nie dowierzasz mnie, co?... — nie skończył, gdy wtem nagle ciszę zmącił odgłos zbliżających się