Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dać do gustu mniej fachowo rozwiniętym od niego. Władał nawet kilkoma językami. Nieraz przy wódce opowiadał, że uczęszczał nawet do uniwersytetu w Petersburgu. Czy to były przechwałki tylko — tego nikt nie wiedział, ale fakt, że był dość inteligentnym człowiekiem. Zaprzyjaźnili się z Romanem w zabawnych okolicznościach.
Było to jeszcze wtedy, kiedy Romek próbował szczęścia na „farmazon“ z Brytanem. Pewnego dnia, gdy zacna kompania udała się na dworzec Wschodni na polowanie, Romek spostrzegł starszego jegomościa. Wyglądał na porządnego „buca“. Zbliżył się więc Romek do niego jako „mandżer“ i proponuje sposobem farmazonu nabycie złotej dziesięciorublówki, a po tym kupno „bryliantów“ i t. d. Interes, ku zdziwieniu Romana, poszedł bardzo gładko. Wspomniany jegomość nabył „bryljanty“ za sumę tysiąca pięciuset dolarów. Romek był dumny ze swego tak obfitego połowu. Na melinie, przy podziale łupu, koledzy wychwalali go, że tylko on jeden potrafi takie grube ryby wyławiać. Wtem Brytan przy liczeniu banknotów, parsknął niepohamowanym śmiechem, podsuwając Romanowi banknoty pod sam nos i wołając:
— Te! Ważny! Gdzie miałeś twoje „zerkawki“? Dolary są wszystkie fałszywe.
Gdyby Romana uderzono obuchem po głowie, nie odczułby tego tak silnie, jak ten zarzut. Poczęto z rąk do rąk podawać sobie banknoty, a wszyscy jednogłośnie uznali, że te dolary trzeba natychmiast spalić, gdyż za fałszywe pieniądze nikt niema chęci