Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chrapał już, jakby tu nigdy nic nie zaszło. Romek miał chęć wykraść się do Irki. Jednakże, kiedy próbował to uczynić, stary począł się nerwowo poruszać. Bojąc się więc, aby go nie zbudzić, Romek dał spokój.
Myślał teraz na czym ta awantura się skończy. Brytan zapewnie będzie go prześladował, mimo to, że pomógł wytłumaczyć się przed starym.
Niepokoiła go też ta świadomość, że stary jest przekonany o ich miłości. Co prawda, Irka zasmakowała mu, jako rozkoszna samiczka, jednak w fantazji, inaczej sobie swą przyszłą żonę wyobrażał.
Rano przy śniadaniu, na którym musiał pozostać, na zaproszenie starego, Irka śmiała się do rozpuku, „zalewając“ ojcu o wypadku z Brytanem.
— Leżę sobie w łóżku, — mówiła — wtem ktoś dobija się do drzwi. Przelękłam się, co prawda, myśląc, że obława idzie. Nie wiedziałam, co wpierw czynić. Budzić ojca, aby pochował niepewne rzeczy, albo też drzwi otworzyć. Połapałam się jednak że policja nie dobijałaby się tak delikatnie. Pytam się więc: Kto tam? — i odrazu poznałam jego głos. Myślę sobie: — zaprędko się narzeczony wali wśród nocy, do mnie. — Obraziłam się za śmiałość. Jednakże, gdy wytłumaczył, o co mu chodzi, wpuściłam go. Za jakieś kilka minut, ktoś znów puka do drzwi. Przelękłam się teraz na dobre. Zapewne już policja wpadła na twój trop i tu przyszli. Kazałam prędko się rozebrać i wleźć do łóżka. Otwieram drzwi, a tu patrzę: — Brytan stoi. — Naturalnie, wpuściłam go, śmiejąc się z tej całej historii. Brytan, widząc go w łóżku, śmiał się tak